
Przyjmując imię Franciszek, kardynał Jorge Maria Bergoglio, zdaje się wysyłać Kościołowi czytelny sygnał. Pokora i walka z ubóstwem mają zbawić Kościół w trudnych dla niego czasach. W XIII wieku postać św. Franciszka z Asyżu była przecież symbolem sprzeciwu przeciwko kościelnym hierarchom, z ich zamiłowaniem do splendoru i bogactwa. Kardynał Bergoglio od lat podąża jego śladem. Kiedy w 1998 r. został arcybiskupem Buenos Aires zrezygnował z przysługującej mu limuzyny. Biskupi apartament zamienił na skromne mieszkanie. W 2008 roku ucałował i obmył nogi 12 ubogim i uzależnionym od narkotyków mieszkańcom swojej diecezji. Wyczulenie kardynała na biedę i ubóstwo to owoc jego obserwacji życia w Argentynie, gdzie na co dzień widać gigantyczne rozwarstwienie społeczne na bardzo bogate elity i żyjącą w nędzy biedotę. Właśnie dlatego jego zdaniem kapłani powinni częściej pracować z wykluczonymi, wychodzić do nich na ulice.
Początkowo nic nie zapowiadało, że Jorge Mario Bergoglio ma szansę na oszałamiającą karierę w kościele katolickim. Urodzony w Buenos Aires w 1936 r. syn włoskiego imigranta planował zostać chemikiem. W 1958 r. zdecydował się jednak na karierę duchowną i wstąpił do zakonu Jezuitów. Szybko zaczął piąć się po szczeblach hierarchii. W latach 1973-1979 był prowincjałem Jezuitów w Argentynie. Mimo, że Jezuici rzadko decydują się na obejmowanie stanowisk biskupich, Bergoglio zgodził się przyjąć tę funkcję w rodzimej diecezji. W 2001 r. Jan Paweł II uczynił go kardynałem.
Źródło: newsweek.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz